Kiedy śledzę dyskusje, a raczej marketingowe zwischenruchy, wokół celowości integracji politycznej UE, to odnoszę wrażenie, że umyka nam perspektywa "słoń a sprawa polska".
Mamy ponoć skorzystać na wniesieniu 10 mld euro do puli pożyczkodawców oraz, co ważniejsze, ma nam być lepiej w sytaucaji kiedy decyzje strategiczne (fiskalne) będą zapadały w gabinetach Brukseli.
Porównanie do słonia jest o tyle zasadne, że to co macha, czyli budżet UE to raptem 1,5% łącznych budżetów krajów członkowskich. Istny ogon, żeby nie powiedzieć - ogonek. Jak bardzo trzeba chcieć osiągnąć cel polityczny, tj.ograniczenie swobody małych i średnich krajów, żeby nie widzieć tych ekonomicznych proporcji.
Fałsz całej tej debaty jest jeszcze większy a to za sprawą ponad 82 % deficytu Niemiec w stosunku do ich własnego PKB. Kwota niemieckiego deficytu znacznie przekracza deficyt Grecji. Jest on oczywiście mniej groźny dla Niemiec niż dla Grecji. Tym bardziej dziwi mnie, że tak się pchamy z deszczu pod rynnę. Przewrotnie rzecz ujmując ma rację premier D.Tusk, kiedy mówi, że prędzej chudy umrze niż gruby schudnie. Daletego też nie powinniśmy jeść razem z nimi przy jednym stole.
Nie dziwi mnie natomiast postawa Niemiec. Kraj, którego obywatele mają ponad 5 bln euro oszczedności nie chce emisji euroobligacji, czyli inflacyjnego psucia kursu euro. Takie rozwiązanie to strata miliardów euro oszczędności dla Niemców. Przy 5 bln euro spadek kursu euro o 1% np. w stosunku do juana lub dolara, oznacza 50 mld euro straty.
Komentarze